Proste życie nie jest złe

Kilka lat temu jeden z moich znajomych wyśmiał tekst piosenki Sylwii Grzeszczak o małych rzeczach, o tym, że to z nich powinniśmy się cieszyć. Nie jestem wielką fanką tej piosenkarki, ale tamta sytuacja utknęła mi w pamięci. 


Od tamtej pory pojawiło się także wiele książek i artykułów, w których poruszano kwestie szczęścia i tego co je nam daje. Co jakiś czas można natrafić na reportaż o osobie, która doceniała swoje dotychczasowe życie - dobrą pracę, mieszkanie, ale czuła, że to nie do końca to. Albo że sposób w jaki żyje nie daje poczucia szczęścia i spełnienia o jakim marzyła.

Dalsze losy często były podobne i wiązały się z dużymi zmianami, np. przeprowadzką na wieś, wyruszeniu w długą podróż. Życie nabierało wówczas nowych barw, ale okazywało się również, że prawdziwe szczęście nie jest zaklęte w przedmiotach i tym co posiadamy materialnie. Należy dostrzegać je zupełnie gdzie indziej. Wiele razy czytałam w jakimś reportażu z podróży po krajach Azji lub Afryki, że to tam, a nie w Europie, ktoś widział szczęśliwych i uśmiechniętych ludzi. Ich domy często były wielkości jednego małego pokoju. Posiadali niewiele dóbr materialnych, niekiedy ciężko pracowali, by mieć coś do jedzenia, ale byli szczęśliwi. Cieszyli się przede wszystkim z tego, że mają siebie. Ważne było też to, że byli zdrowi, nie głodowali, mimo że ich dzienne menu było o wiele uboższe niż to, co my zjadamy.

Powrót do wartości
W dobie kultu szybkości i konsumpcjonizmu łatwo jest zatracić się i zapomnieć o tym, co naprawdę jest ważne. Nieustannie gdzieś biegniemy. A to zwiedziliśmy za mało państw, a to przydałoby się jakieś fajne mieszkanie, zegarek i praca - dająca satysfakcję, spełnienie i pieniądze. Tylko czy to daje prawdziwe szczęście?

Nie ma nic złego w dążeniu do posiadania własnego mieszkania, ciekawej pracy lub spędzania urlopu w uroczym zakątku. Dobrze jest jednak nie zatracać się w tym. Nie warto dążyć do tego za wszelką cenę kosztem najbliższych, a także samego siebie. Jeśli nie czujemy się dobrze ze sobą, to na nic zdadzą się piękne przedmioty, które będziemy posiadać. Czas biegnie tak szybko i szkoda go marnować na bycie wiecznie niezadowolonym, bo czegoś nie posiadamy lub nie żyjemy tak jak właściciele popularnych kont na Instagramie. Dobrze jest czuć się szczęśliwym z tym, co obecnie mamy. Z możliwości budzenia się każdego ranka u boku ukochanej osoby, ze spaceru z dziećmi, dobrej kolacji z przyjaciółmi. Można być szczęśliwym obserwując zachód słońca nad jeziorem ale też we własnym salonie z książką w ręku i kubkiem aromatycznej herbaty.

Wyznaczanie sobie ambitnych celów jest ważne i dobre dla naszego rozwoju i nie powinno się z tego rezygnować. Tak samo, jak nie ma sensu wyśmiewać osoby, które czują się szczęśliwe oglądając stary film w domowym zaciszu a nie najnowszą komedię w kinie. Kluczem do spełnienia jest znalezienie balansu pomiędzy jednym, a drugim. Ambicja i proste, małe radości nie muszą się wzajemnie wykluczać. Kiedyś tego do końca nie rozumiałam i wydawało mi się, że liczą się tylko ambitne projekty, zadania, książki. Dzisiaj jest zupełnie inaczej. Czuję się szczęśliwa, gdy mogę odwiedzić nowe państwo, ale też gdy jestem w malutkiej wsi i spaceruję wśród łąk i pól z najbliższymi. A jak jest u Was? Co sprawia, że czujecie się szczęśliwi?

Agnieszka

5 komentarzy:

  1. Wiadomo, że największy plan w naszym życiu, który spełnimy do końca jest mega zastrzykiem pozytywnej energii, jednak te mniejsze etapy życia składające się z drobnych sukcesów napędzają nas do osiągnięcia tych większych celów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lepiej bym tego nie ujęła. Warto być ambitną, ale żyć jednocześnie tu i teraz, doceniając małe szcześcia dnia codziennego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, szkoda życia, by ślepo podążać za sukcesem. Dziękuję za komentarz i odwiedziny.

      Usuń
  3. Dla mnie ważne jest spełniać duże marzenia i przeć do przodu (nie po trupach), ale to drobne marzenia wywołują mnóstwo uśmiechu na mojej twarzy. Na ostatnim urlopie w Polsce na trzy dni przed ślubem nasz pierwszy taniec ćwiczyliśmy na polach przy zachodzącym słońcu w brudnych gumiakach. Choć daleko mu było do perfekcji wspominam go o wiele częściej niż już ten zatańczony oficjalnie. Zresztą, długo mogłabym pisać o takich "drobnostkach". :)

    poprostualeksandraa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Instagram