Weekend w stylu slow

Leniwe poranki wypełnione rozmowami, czułościami, a nie wysyłanymi w powietrzu buziakami. Wydłużający się czas wybudzania z błogiego snu i pyszne, aczkolwiek proste śniadanie z kubkiem aromatycznego kakao lub herbaty z miodem i cytryną. Brzmi poniekąd, jak opis reklamy jednej z kaw. Cóż, zbieżność przypadkowa, a scenariusz poranka wręcz idealny i żałuję tylko, że tak sporadczynie wcielany w życie. Możnaby zadać sobie pytanie, dlaczego nie częściej tak celebrować początku dnia? Zapewne większość z nas odpowiedziałaby, że nie ma czasu, bo trzeba biec do pracy, dzieci odprowadzić do szkoły... Na tej liście wymówek dla leniwego poranka mogłoby znaleźć się jeszcz więcej argumentów przeciw. Wyjątkiem mogą być jednak osoby posiadające własny biznes, dzięki czemu same mogą wyznaczać sobie godziny pracy. Myślę, że duża grupa etatowców może im tego zazdrościć. 

Obecnie życie wielu osób charakteryzuje się niewyobrażalną niekiedy szybkością wykonywania konkretnych czynności - zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Szybkość jest wyznacznikiem współczesności. Czasami można odnieść wrażenie, że na dobre zakorzeniła się w naszej świadomości i jest uznawana za coś zupełnie normalnego. Mieszkając w dużym mieście nikogo raczej nie zaskakuje widok nie tyle szybko idących, co niemal biegnących osób. Nowi mieszkańcy takiego miasta z czasem sami ulegają manii szybkości. Jednych ten ciągły wyścig może zachwycać, nakręcać do działania, innych wręcz przeciwnie - po prostu męczyć. Ta druga grupa szuka raczej więcej możliwości na wykluczenie siebie z grupy wielbicieli szybkości. 

To właśnie Ci zbuntowani zasilają kregi entuzjastów idei slow life, czyli uważnego, świadomego i spokojniejszego życia. Jest naprawdę wiele możliwości alternatywnych dla życia w szybkim tempie. Dla osób na stałe mieszkających w mieście może to być  spędzanie weekendów poza miastem w spokojnym miejscu. Dla mnie to po prostu pobyt w domku na wsi oddalonej ok. sześćdziesięciu kilometrów od miasta w którym mieszkam. I choć czasami po tygodniu pracy i załatwianiu mnóstwa spraw sfery prywatnej jedyne na co mam ochotę, to zamknąć się we własnym mieszkaniu, to zawsze jednak decyduję się na wyjazd na wieś. I choć podczas podróży w głowie kołaczą się myśli, ile spraw mogłabym załatwić zostając w mieście, ile zaległości w pracach domowych nadrobiłabym, to zawsze, gdy widzę ten sam widok, przedstawiony na zdjęciu niżej, wjeżdżając do mojej wsi, czuję, że postąpiłam 
słusznie.

Te, zaledwie dwa, dni spędzone na wsi sprawiają, że wracam do miasta zupełnie zrelaksowana i wypoczęta, z energią, by stawić czoła kolejnym zadaniom i wyzwaniom. Czy może być coś bardziej relaksującego niż spacer leśną duktą przekaształcającą się na skraju lasu w drogę pomiędzy łąkami, gdzie spotkać można sarny? A może spacer pomiędzy stawami przy których płynie mała rzeka, gdzie bobry mają swoje siedlisko i pieczołowicie "ścinają" kolejne drzewa?

A jaki jest Wasz sposób na weekendowy relaks i ucieczkę od zgiełku miasta?

Agnieszka

1 komentarz:

Instagram